Pierwsze doświadczenia
Ten dzień miał być zwyczajnym jak wiele innych. Modlitwa, nauka, posługa dla potrzebujących oraz chłonięcie wiedzy od Sigmunda Flecka wybrańca bożego świątyni Sigmara. Jednakże ten słoneczny dzień w Hoffung na zawsze miał odmienić losy młodego akolity Heinricha Drauwulfa. Rankiem, wezwany do swego przełożonego dowiedział się, że nadszedł czas aby zdobył trochę więcej praktycznego doświadczenia i wyruszył do gospody „Pod Złotym Dzikiem” prowadzonej przez Rudolfa i tam odszukał krasnoluda Mordina. Ów krasnolud potrzebuje pomocy w rozwiązaniu problemu i w tym celu ma się z nim spotkać.
Młody Heinrich pełen zapału i mając w pamięci historię samego Sigmara, który za swojego żywota również pomagał krasnoludom ruszył na spotkanie przygody. Na miejscu, w gospodzie pełnej gości odnalazł Mordina jednakże jak się okazało nie był on sam. Wraz z nim byli tez inni, których los sprowadził do gospody a jak się miało niebawem okazać również połączyć ich ze sobą.
Hainrich poznał tam milczącego elfa Gedsindila - wojownika klanowego z odległego lasu Laurelorn, wygadanego niziołka Carla Feretta – szczurołapa z miasta-twierdzy Talabheim, młodego adepta sztuki magicznej Bertolfa Kuhna z Altdorfskiego Kolegium Niebios, Jana Walgorta – giermka z Middenlandu oraz Eckharda Schluge stonowanego i śmiertelnie poważnego żołnierza z Averlandu.
Mordin zaproponował grupie wydawałoby się szybki i łatwy zarobek w zamian za odszukanie transportu żelaza, który nie dotarł do wioski. Jako, że stawka była uczciwa i stosunkowo wysoka jak na status zarobkowy zainteresowanych bez większych ceregieli wszyscy zgodzili się pomóc krasnoludowi i wyruszyli na południe w poszukiwaniu zaginionego transportu.
Drugiego dnia natknęli się na ślady wozów, które z głównego traktu zostały skierowane gdzieś w dzikie ostępy okolicznych wzgórz. Znakomite umiejętności tropicielskie Geda pozwoliły na szybkie zlokalizowanie zguby jednakże bez śladu życia kogokolwiek. Wokół leżały trupy osób podążających wozami a same konie pociągowe zostały zabrane. Po dokonaniu pochówku zabitych postanowiono, iż najlepszym wyjściem będzie sprowadzenie koni aby cały transport trafił do wioski. W tym celu Jan, jako jedyny posiadający wierzchowca ruszył w drogę powrotną a by niebawem powrócić ze wsparciem konnym. Niestety, nocą na północy drużyna zauważyła łunę co zweryfikowało ich plany i za namową Mordina postanowili również wrócić do wioski zostawiając krasnoluda wraz z wozami.
Po powrocie ich oczom ukazał się straszny widok. Brama wjazdowa została zniszczona, domy spalone, a mieszkańcy zabici lub uprowadzeni. W samym wejściu odnaleźli konające Sigmunda, który przedśmiertnie bredził o Rudolfie, który wraz z Brunhildą i lady Betrice jak ją nazwał umierający kapłan zdołał umknąć z wioski. Wśród zgliszczy odnaleźli tez młodego akolitę Gattara, który w szoku opowiedział im o napaści zielonoskórych pod wodzą czarnego orka Grishnaka napadli na wioskę. Jak się okazało Ged słyszał o owym orku, słynącym ze szczególnego upodobania do mordowania elfów. Kolejne godziny upłynęły na pochówku poległych i szukaniu innych ocalałych. Niestety Rudolf jako wytrawny łowca na tyle skutecznie zatarł za sobą ślady ucieczki, że nawet bystre oko elfa nie potrafiło go wytropić. Jedynie na obrzeżach wioski odnalazł się Jan, z potężną raną głowy i bez konia. Co więcej niebawem w oddali dostrzegli kolejne płomienie, a kierunek wskazywał na Stimmigen, siedzibę księcia elektora Heinricha von Falkenhayn co sugerowało, iż pochód zielonoskórych postępuje.
Plany dalszego postępowania przerwał zbliżający się oddział zbrojnych, którzy wjechali pędem do wioski. Na szczęście byli to strażnicy dróg z niedalekiego Waldenhof pod dowództwem kapitana Alberta von Strocha. Krótkie zdanie raportu w wyniku, którego sierżant Olga – podwładna Strocha wysłała ludzi z wiadomością do miasta o wydarzeniach w Hoffung. Kolejną decyzją Alberta był rozkaz wyruszenia na pomoc Mordinowi, z czego drużyna skorzystała przyłączając się do oddziału zbrojnych. Na szczęście krasnolud miał się świetnie i ostatnie dni przetrwał bez szwanku. Co więcej natknęli się też na Rudolfa i jego dwie karczmarki oraz towarzyszącego im niejakiego Erica Streita, którego facjata i obycie nie wzbudzało pierwotnie zaufania. Po krótkiej naradzie postanowiono ruszyć do faktorii krasnoludzkiej wraz z wozami, co w perspektywie następnych wydarzeń okazało się najlepszym pomysłem, gdyż orki najwyraźniej miały ten sam cel. Dosłownie w ostatniej chwili cała grupa dotarła za bezpieczne mury krasnoludzkiej twierdzy.
Kolejne dni to walka z napierającymi siłami zielonoskórych; orków szarżujących na swych włochatych bestiach, goblinów, snotlingów a nawet trolli. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu atakowali twierdzę z pełną zaciekłością poświęcając nawet życie większości snotlingów które umierając zniszczyły wiele obronnych pułapek obrońców. Do tego zarówno Gattar jak i wiele innych dzieci chorowały na nieznaną chorobę, której źródła nie mógł odkryć nawet krasnoludzki mędrzec. Co więcej była ona śmiertelna i powoli zaczęła zbierać żniwo wśród zarażonych. Wprawdzie zapiski odkryły fakt, iż taka sytuacja miała już kiedyś miejsce a w sukurs przyszedł niejaki Dedris, czarodziej mieszkający sześćdziesiąt lat temu w okolicy jednak nie jest znane miejsce gdzie dokładnie.
Zastanawiającym był też fakt, iż orki próbowały negocjować opuszczenie twierdzy przez obrońców w zamian za życie części z nich. To jeszcze bardziej wzbudziło podejrzenia co do ich motywów. Być może Grishnak był tylko narzędziem w rękach kogoś potężniejszego. Dość, że trzeciego dnia po odrzucenia propozycji zielonoskórych przystąpili oni do frontalnego ataku pełnią swoich sił. Efektem było przedarcie się przez linie obronne wdarcie do środka. Kiedy wydawało się, że obrońcy muszą paść z tuneli wypłynęła fala krasnoludów po których kilka dni wcześniej posłał Mordin a ze wzgórz zjechała konnica z Waldenhof zamykając drogę ucieczki najeźdźcom. Całość obrońców niesiona dodatkowym wsparciem rzuciła się na samego czarnego orka nie pozwalając mu na ucieczkę. Osaczony ze wszystkich stron Grishnak w końcu padł a jego zęby stały się trofeum Heinricha.
Po skończonej walce wdzięczne krasnoludy zgodziły się obdarować kompanię swoimi wyrobami w postaci broni oraz pancerzy dodatkowo każdemu wypłacając sporą ilość złota. Heinrich, Ged, Carl, Bertof, Eckhard i i Eric postanowili zastanowić się co dalej i gdzie skierować swoje dalsze kroki…